O ten aparat wierciłem dziurę w brzuchu Jurkowi Mazurowi chyba ze dwa lata. Na ostatnim plenerze fotografii stereoskopowej w Orzeszkowie Jerzy nie wytrzymał i pękł. Nie dziwię mu się zresztą, bo i ja nie wytrzymałbym gdyby ktoś cały czas stał mi nad głową i gadał "daj, daj, daj, daj, daj"! Jestem upierdliwy i nic na to nie poradzę a zresztą "cel uświęca środki". W każdym bądź razie stereoskopowa Zorka jest już w moim posiadaniu i stoi obok innych podobnych urządzeń domowej roboty. A więc cóż to właściwie jest? Jest to jeden aparat powstały na bazie dwóch Zorek wyprodukowanych w latach sześćdziesiątych (naturalnie dwudziestego wieku). Obie składowe zostały nieco skrócone i połączone w jedno urządzenie. Ostrość zdjęcia reguluje się w obu obiektywach naraz (Jupitery 12 2,8/35) za pomocą układu kół zębatych. Naciąg filmu jest połączony z naciągiem migawki lewej części tej piekielnej machiny (pokrętło po lewej stronie), zaś prawą migawkę naciągamy osobnym pokrętłem wystającym pośrodku. Zarówno czas naświetlania jak i przysłonę ustawiamy osobno dla obu połówek. Spust migawek to ta poprzeczna listwa z wygrawerowanym nazwiskiem autora. To nic, że maszyneria waży prawie 2 kilogramy. To nic, że baza wynosi 11 centymetrów. Liczy się produkt finalny oraz zrobione, wywołane i obejrzane zdjęcie stereoskopowe. A w przypadku tego aparatu cel został osiągnięty!!! Teraz już jako eksponat muzealny może do późnej starości stać w szafce i być odkurzany przez nowego właściciela. Jurku, jeszcze raz bardzo Ci dziękuję!!!
Zorka Stereo - made by Jerzy Mazur.
A co tam w środku?
Wiwat autor, wydawca i dzieło!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz