Miałem dzisiaj pokazać chiński aparat cyfrowy 3D, ale dostałem przesympatyczny list. Pan Andrzej Nicewicz (autor maila) zajmuje się od wielu lat techniką lentikularną i nie ma co ukrywać, że robi to z wielka pasją. Propaguje "soczewki" i na swojej stronie www zachęca do zmierzenia się z tym wyzwaniem. A zresztą przeczytajcie sami: Witam! Może najpierw tak filozoficznie (czyli niepotrzebne skreślić); Po co nam dwoje oczu? - właśnie po to, żeby widzieć przestrzennie czyli stereoskopowo. A po co? No jasne, żeby łatwiej ocenić czy uda nam się dosięgnąć tego robaka zanim nam ucieknie i będziemy dalej głodni. To było dawno, a potem? Potem została nam umiejętność zachwycania się urodą kształtów otaczającego nas świata. I jeszcze pozostała nam ważna metoda pomiaru odległości - w mózgu automatyczna - nazwana triangulacją. Tak jak każda metoda pomiaru, nasza (ocena odległości) też ma swoją dokładność. Jeżeli obserwowany kawałek rzeczywistości odwzorujemy z użyciem tylko dwóch liczb, to otrzymamy obrazek: blisko - daleko; ale jeśli tych liczb zastosujemy wiele, to mamy już urozmaicony przestrzennie widoczek zbliżony do rzeczywistości. Na ile nasz widoczek jest bliski rzeczywistości zależy od zastosowanej technologii odwzorowania. Najprecyzyjniejsze odwzorowania uzyskujemy metodą holograficzną. Ogromna ilość informacji na hologramie (ograniczona jednak rozdzielczościa stosowanego nośnika - kliszy) pozwala na uzyskanie niewiarygodnego wrażenia "prawdziwości" uzyskanego obrazu - zawieszonego w przestrzeni, który możemy nawet oglądać z różnych punktów (no może niezbyt odległych). Gdyby można było uzyskać hologramy kolorowe to pewnie dawno by skonstruowali podręczne stacje nagrywania (odtwarzania) hologramów. Niestety kolor to istotna bariera hologramów. Czeka ten problem na swojego odkrywcę (wynalazcę). Następna metoda odwzorowania przestrzennego to oczywiście patrzenie krzyżowe. Efekt doskonały, wrażenie jak w fotoplastikonie. Gdybym tylko jeszcze umiał zrobić tego zeza..., gdyby jeszcze nie bolała mnie głowa jak tym zezem sie długo posługuję... Ale ci którym to łatwo przychodzi mają autentyczną frajdę. Zamiast robiś zeza można nosić w butonierce takie składane ustrojstwa z dwoma soczewkami. Niestety moje roztargnienie doprowadziło do utraty juz kilku takich. Co mi pozostało? Anaglify. Wspaniała metoda pokazania pełni przestrzenności. Gdyby tylko znowu nie te okulary. I jeszcze niezbyt ładny obrazek widziany bez okularów. Ale nie czepiajmy się. Nareszcie przyszła rewolucja informatyczna i grozi nam (nareszcie) rozpowszechnienie się e-booków. Dzisiaj idę do kiosku, kupuję "Politykę" albo "Nasz Dziennik", zaczynam ją czytać kolejno odwracając strony. Za jakiś czas zamiast przwracać strony będe naciskał klawisz PageUp. Będzie mnie to strasznie denerwowało ale w końcu się przyzwyczaję. Mojej wnuczce to zupełnie nie przeszkadza. Jak już ten e-book (oczywiście z ekranem lentikularnym) będzie kosztował tyle co paczka papierosów (zdrożeja, zdrożeją) to zamiast nosić papierowe zdjęcia (plus okulary cyjan/red oraz z soczewkami) cały zasób moich 2780 zdjęc będę nosił na pendrivie. I nareszcie skończą się kłótnie jaka metoda jest lepsza... Ja tam jednak pozostanę przy jeszcze innej metodzie odwzorowania. Folia soczewkowa. Metoda wymagająca, nie najtańsza, ale za to najbardziej przypominająca klasyczne fotografie czy widokówki. Dopóki nie można było kupić folii lentikularnej - pozostawało tylko oglądanie widokówek Made in Japan. To były lata 60-te. Zafascynowało to mnie. Ponieważ miałem solidne podstawy techniki i technologii fotografii od ojca-zawodowca, szybko opracowałem sposób realizacji takich zdjęć. Niestety samodzielna produkcja odpowiedniej folii w nawet warunkach gierkowskiego rozkwitu gospodarki, daleko przekraczała moje (i nie tylko) możliwości. Szczęśliwie za oceanem powstała firma Lenstar która uporała się z tym i sprzedaje różne rodzaje takiej folii. Teraz pozostało tylko zaprzęgnięcie do roboty odpowiedni program (trzeba było go napisać bo to co proponuje Triaxes to nie to) i już można sobie drukować karteczki z obrazkami 3D od malutkich jako zawieszki przy butelce z nalewką poprzez portrety ślubne czy pamiątką z Św.Komunii aż do reklam dżinsów na wystawie sklepowej. Potem jeszcze automatyzacja (prawie) konwersji zwykłych 2D do 3D, jeszcze dopasowanie skurczu papieru po mokrym w końcu druku atramentówki, jeszcze optymalizacja ceny tuszu (niebotyczna) i papieru (bo te dobre ciężko się laminują), jeszcze znalezienie dobrej dwustronnej folii samoprzylepnej (znowu ta Ukraina?), jeszcze znalezienie drukarni która to wszystko potani poprzez skalę nakładu, a zatem dodanie specjalnych znaczników dla drukarza... Efekt? Zdjęcia 3D o bardzo dużym efekcie przestrzenności do oglądania z różnych kątów. Ze stereopary leci to błyskawicznie (3-5min), ze zwykłego zdjęcia trzeba poświęcić chociaż 30 min na konwersję. Stereo po konwersji i ze stereopary są nierozróżnialne. Wynika to z zastosowania specjalnych algorytmów "zaokrąglających" kanciaste ze swej natury kształty. I to by było na tyle. Gdybym jeszcze był fotografikiem... Gdybym był jeszcze młodszy dziewczyno, gdybym był młodszy... A tak to pozostało mi podzielenie się swym doświadczeniem z młodszymi zapaleńcami folii soczewkowej. Dalej tej technologii nie widzę potrzeby rozwijać. Teraz pracuję jednak nad holografią. Co z tego wyjdzie? Pożywiom uwidim - jak mawiają starożytni Rosjanie... I oczywiście jeśli zdążę. Trochę tego co piszę zamieściłem na www.foto-3d.com.pl ale słabo mi idzie bieżące redagowanie strony. Zresztą w zamyśle była ona przeznaczona dla zakładów fotograficznych ale jakoś nikogo to nie interesuje. A tak o sobie? Cóż, od dawna jestem na emeryturze, wbrew pozorom fotografia nigdy nie była moim zawodem. Jestem raczej inżynierem niż artystą. I dlatego pisząc o jakiejś współpracy miałem na myśli pewien podział ról: artysta - realizator. (...) Przepraszam za rozwlekłość mojej pisaniny, ale starszemu panu należy to wybaczyć. Pozdrawiam, Andrzej Nicewicz. Wszystkich zainteresowanych tematem folii soczewkowej zachęcam do skontaktowania się z panem Andrzejem. Adres strony jest w jego liście i w linkach w moim blogu. Z mojej strony życzę panu Andrzejowi zdrowia i osiągnięcia zamierzonych celów. Bardzo miło, że "zarażeni wirusem 3D" coraz częściej dają znać o sobie. Może jeszcze nie jest to epidemia ale wirus swoje robi. A to cieszy!!!
Autor listu, pan Andrzej Nicewicz.