sobota, 28 lutego 2009

Magia trzeciego wymiaru

"A niechaj narodowie wżdy postronni znają,  iż Polacy nie gęsi i swój język mają".  Słowa te celowo tu i teraz zacytowałem,  bo chciałem zaprezentować nasze,  rodzime i nie tłumaczone z żadnego obcego języka wydawnictwo w całości poświęcone fotografii stereoskopowej.  Oto "Magia trzeciego wymiaru" autorstwa nestora polskiej fotografii 3d,  Pana Jana Rubinowicza.  Kilka słów o autorze.  Pan Jan urodził się...tak jak każdy człowiek i jest w wieku...wszyscy jesteśmy w tym samym - na początku dwudziestego pierwszego.  Stereoskopią zaczął zajmować się  (jak pisze) w 1950 roku,  kiedy to jako student dokumentował Leicą z nasadką stereoskopową wykopaliska na warszawskiej starówce.  Potem w latach siedemdziesiątych kupił sobie NRD-owski suwaczek stereo i plastikowy stereoskop do slajdów,  następnie cyfrowego "japończyka" i tak to leci do dnia dzisiejszego.  Jeżeli ktoś myśli,  że stereoskopowa fotografia cyfrowa ma dla Pana Jana jakieś tajemnice to jest w wielkim błędzie.  Przy klawiaturze komputera i obsłudze programów do składania zdjęć 3d nie ma sobie równych.  No cóż,  praktyka czyni mistrza.  Swoimi umiejętnościami i wiedzą Pan Jan dzieli się z nami w  swojej książce,  wydanej w 2002 roku pod szyldem firmy Stamptex z Zielonej Góry.  O firmie i jej właścicielu pozwolę sobie jeszcze kiedyś napisać.  "Magia" to naprawdę książka magiczna,  napisana bardzo prostym,  zrozumiałym dla każdego a zarazem jakże pięknym językiem.  Zasadniczo jest to publikacja dołączana do programu Mr Twister (program do tworzenia obrazów stereoskopowych),  ale z powodzeniem mogłaby funkcjonować jako samodzielne ABC stereofotografii.  Podzielona jest na trzy części. Pierwsza to historia obrazowania trójwymiarowego i techniki w nim stosowane,  druga to przewodnik po programie Mr Twister,  trzecia zaś to album anaglifów - fotografii od końca XIX wieku do lat współczesnych.  Gorąco namawiam do zapoznania się z tą lekturą bo naprawdę warto.  Panu Janowi życzę zdrowia i nieśmiało rzucam pomysł napisania podręcznika "Cyfrowa fotografia stereoskopowa".  Panie Janie,  wszystko przed Panem!!!

  

Magia trzeciego wymiaru    2002

  

To co najcenniejsze dla każdego kolekcjonera - imienna dedykacja.

PS. Zachęcam do odwiedzenia stron internetowych Pana Jana.  Linki do nich załączam na stronie głównej blogu (canonia.pl).

 

 

poniedziałek, 23 lutego 2009

Teleskop

Wyobraźnia ludzka nie ma granic co udowodnię prezentując kolejny wytwór firmy Fisher Price - Mattel z 1999 roku.  Kupiłem to to w Stanach Zjednoczonych za całe 2,5 dolara jak jeszcze dolar kosztował dwa złote.  Chyba nie przepłaciłem?  Przyznam,  że jak tylko zobaczyłem to coś z logo View-Master i zasobnikiem na zdjęcia stereoskopowe skojarzyłem sobie,  że musi to być stereoskop.  Dopiero jak ustrojstwo przyjechało do mnie do domu (oczywiście dzięki przyjaciołom,  bo przesyłka pocztowa byłaby wielce nieopłacalna - to cholerstwo waży z półtora kilograma! ) uznałem,  że byłem w lekkim błędzie.  Otóż to co widzicie na zdjęciach poniżej czyli teleskop,  z przeglądarką stereo nie ma nic wspólnego.  Gdy wziąłem go do ręki zajarzyłem,  że przecież trudno jest oglądać obraz stereoskopowy za pomocą jednego okularu.  Więc po jakiego grzyba te stereoskopowe krążki w środku?  Odpowiedź przyszła po chwili namysłu.  Jest to równocześnie ni mniej ni więcej tylko rzutnik.  Owszem,  wiedziałem,  że View-Master produkuje rozmaite rzutniki do swoich krążków ale takiego nigdy wcześniej nie widziałem.  Niestety projekcja zdjęć nie jest w trójwymiarze.  Oglądać można tylko pojedyncze slajdy ze stereoskopowej tarczki.  Na początku trochę byłem zawiedziony lecz potem stwierdziłem,  że zabaweczka jest miła.  Nie podniecająca,  ale miła !!!

  

Teleskop-rzutnik View-Master     1999

  

środa, 18 lutego 2009

Mikroskop

Zgodnie ze starym powiedzeniem,  że "szewc bez butów chodzi" i mnie dosięgnęła choroba.  Bóle mięśni, katar, kaszel i wysoka gorączka... grypa moi drodzy,  grypa!!!  A jak już o chorobie zacząłem to pokażę Wam urządzenie bardzo przydatne w diagnostyce laboratoryjnej wszelkiego rodzaju schorzeń,  mianowicie mikroskop.  I to nie byle jaki, bo stereoskopowy!  Jest to przeglądarka typu View-Master firmy Fischer Price - Mattel z 2003 roku.  Pamiętacie lornetkę,  którą prezentowałem 6 sierpnia 2008 roku?  Ten mikroskop to coś podobnego.  Dwa okulary,  śruba makrometryczna i mikrometryczna,  pięciokrotne (!!!)  powiększenie obrazu - czego chcieć więcej?  Może bakterii to się w tym nie zobaczy,  ale obejrzeć pchłę,  wszę czy inszego karakana można całkiem nieźle.  Naturalnie oprócz funkcji mikroskopu urządzenie to wspaniale sobie radzi ze standardowymi krążkami z siedmioma stereoparami.  Obraz trójwymiarowy jest bardzo wyraźny choć nieco zniekształcony a soczewki (z tworzywa sztucznego) spisują się nawet,  nawet.  Jedynym mankamentem tej zabawki jest zbyt miękki zaczep przesuwający krążek.  Jak tylko tarcza ze zdjęciami jest trochę pogięta,  zaczep nie daje sobie rady z jej obróceniem.  Od czego jednak mamy niezawodne narzędzie w postaci pięciu palców w każdej dłoni?  Obracamy ręcznie.  Do roboty!!!

  

Stereoskop - mikroskop typu View-Master      2003

  

  

PS. Chciałbym uspokoić wszystkich potencjalnych klientów,  że nie używam takiego sprzętu w mojej pracy zawodowej :).

sobota, 14 lutego 2009

Stereowalentynki

14 lutego to Dzień Zakochanych czyli popularne "Walentynki".  Nazwa pochodzi od imienia świętego Walentego,  patrona chorych na padaczkę.  No cóż - miłość to też choroba (w końcu jestem lekarzem i wiem coś o tym).  Święto Zakochanych zaczęto obchodzić w Europie już w czasach średniowiecza i ten stan trwa do dzisiaj.  Nie ma jednak "Walentynek" bez specjalnych kart i listów.  Pierwsza kartka pochodzi ponoć z 1415 roku,  a wysłał ją Karol,  książę Orleanu do swojej ukochanej małżonki,  kiedy to był uwięziony w londyńskim Tower.  Pierwsze drukowane walentynki pojawiły się pod koniec XVII wieku,  a na skalę masową zaczęła produkować je amerykanka Esther Howland jakieś dwieście lat później.  Czy były produkowane kiedyś walentynki stereoskopowe?  I tak i nie.  Wiele firm produkujących stereopary sprzedawało liczne zdjęcia o tematyce miłosnej ale nikt nie nazywał ich walentynkami.  Były to zazwyczaj pozowane fotografie na których ona wpatrzona była w niego a on w nią.  Nastrój zdjęcia często udzielał się oglądającym.  Oglądający  (on) nerwowo chrząkał a oglądająca (ona) cichutko wzdychała,  marząc o tym jak pięknie by było... No tak!  Dzisiaj oczywiście spotyka się trójwymiarowe kartki walentynkowe wykorzystujące folie lentikularne  ale przyznacie,  że to już nie jest to co za naszych dziadków i pradziadków.  Dowodem na to niech będzie tych kilka zdjęć...

  

  

  

"Stereowalentynki"  firmy H. C. White Co. "Publishers"      1902

PS.  Bardzo dziękuję Panu Romanowi Głowinkowskiemu z Gdańska za udostępnienie skanów stereopar ze swojej kolekcji.

poniedziałek, 9 lutego 2009

Unia a sprawa polska.

Co ja jestem,  wyrocznia jakaś czy coś?  Kończąc temat fotoplastikonu w Łodzi napisałem,  że takie urządzenie to bardzo dobra reklama.  I co się okazało?  W Zielonej Górze pod koniec zeszłego roku na potrzeby Urzędu Wojewódzkiego Województwa Lubuskiego powstał właśnie... fotoplastikon!!!  Po co???  Właśnie po to,  by prezentować w jaki sposób i gdzie zostały wykorzystane środki unijne w województwie.  Przyznacie,  że to dość ciekawy i oryginalny pomysł na promocję.  Realizacji projektu podjęła się działająca od 1995 roku w Zielonej Górze agencja Carbo Media.  Mechanizm działania całej aparatury  oparty został na budowie klasycznego fotoplastikonu oczywiście z zastosowaniem współczesnych technologii.  Ciekawym rozwiązaniem jest układ elektryczny gaszący światło w momencie przesuwu stereopar.  Dzięki temu unika się bardzo nieprzyjemnego uczucia "rozjeżdżania się" oczu.  Jako okulary zastosowano akrylowe soczewki pryzmatyczne wykorzystywane w klasycznym stereoskopie Holmesa (wtedy o akrylu nikt nie słyszał więc pryzmaty były szklane).  Fotografie  (a jest ich osiemnaście)  może oglądać jednocześnie sześć osób.  Pomyślano nawet o najmłodszych widzach,  projektując przy jednym stanowisku specjalny podest by dziecię samo,  bez pomocy opiekuna mogło sięgnąć oczyskami do okularów i zobaczyć co tam dorośli ładnego zrobili za unijną kasę.  W tej chwili urządzenie stoi w zielonogórskiej Palmiarni i wzbudza ciekawość zwiedzających.  Niestety tylko ciekawość,  bo...  nie działa.  Dlaczego?  Tego nie wiem.  Może ktoś mnie oświeci?

  

Fotoplastikon zielonogórski

(fot. Paweł Janczaruk   2009)

  

(fot. Maciej Samulski  2009)

wtorek, 3 lutego 2009

Fotoplastikon z Łodzi

W minioną niedzielę zebrałem się w sobie i pojechałem do Łodzi by zwiedzić Muzeum Kinematografii.  Mieści się ono  na Placu Zwycięstwa w pałacyku Karola Scheiblera,  największego łódzkiego przemysłowca zwanego "królem bawełny".  W muzeum tym stoi jeden z czterech zachowanych w Polsce fotoplastikonów,  wyprodukowany w końcu XIX wieku przez samego Augusta Fuhrmanna uważanego za ojca tego rodzaju urządzeń.  Jak na swoje lata staruszek prezentuje sie całkiem,  całkiem (myślę oczywiście o fotoplastikonie a nie o Panu Auguście).  Coś tam czasami strzeli,  coś tam puknie,  czasem się coś przytnie,  ale działa.  Do Łodzi stereoskop przywędrował ponad trzydzieści lat temu z Kielc i na stałe zadomowił się w muzeum.  Od razu miał rwanie.  To właśnie w nim w 1981 roku Kwinto i Duńczyk szykowali plan jak obrobić Kramera ( pamiętacie "Vabank"  Juliusza Machulskiego??? )  Fotoplastikon jest niewątpliwą atrakcją dla zwiedzających z racji swojego wieku i unikalnej konstrukcji.  System podświetlający stereopary pozwala na oglądanie zarówno diapozytywów jak i klasycznych papierowych fotografii co różni go od kuzyna z Warszawy,  w którym to oglądać możemy tylko przeźrocza.  Na dzień dzisiejszy fotoplastikon "załadowany jest" 25 zdjęciami przedstawiającymi zabytkowe obiekty Łodzi.  Fotografie wykonane zostały w 2006 roku dzięki inicjatywie Gazety Wyborczej i wsparciu finansowym firmy Dalkia.  A jak już o pieniądzach mowa... warto by trochę podremontować staruszka.  Przeczyścić,  wyregulować podajnik,  wymienić okulary,  naprawić elektrykę,  podkleić spękania.  Muzeum nie ma na to środków.  Może więc znajdzie się jakaś pomocna i   oczywiście pełna dłoń.  Taki stereoskop to fantastyczna reklama dla sponsora.  Pozostawiam temat do przemyślenia na długie zimowe wieczory!!!

  

Staruszek z miasta Łodzi.

  

  

PS. Serdecznie dziękuję przemiłym Paniom z Muzeum Kinematografii.  One doskonale wiedzą za co ;). 

London in 3D - litewskie anaglify.

Kolejny album zdjęć stereoskopowych, którym chciałbym się z Wami podzielić, to "London in 3D". Tytuł ten już parokrotnie przewijał...