piątek, 28 października 2011

Holga 135 3D

Po dość dużej dawce newsów i wspomnień z poprzednich postów należy Wam się jakiś nowy sprzęcik stereo.  A owszem!  Mam!  Może nie jest to super-ekstra urządzenie,  ale zawsze jakieś jest.  Z dużymi perypetiami doleciała do mojego domu aż z Hong Kongu Holga 135 3D.  Aparat jest praktycznie całkowicie zrobiony z tworzywa sztucznego (soczewki też!!!) z niewielką tylko ilością metalowych elementów (jakieś gwinty,  sprężynki,  listki migawki,  śrubki itp).  Dwa obiektywy o ogniskowej 47 mm.  winietują i zniekształcają jak cholerka,  ale o to podobno w Holdze chodzi!  Co prawda urządzenie na pierwszy rzut oka wygląda na jedno z gatunku "idioten camera",  to jednak jego obsługa wymaga pewnego trudu.  Trzeba ręcznie przewijać film,  ręcznie na każdym obiektywie ustawić ostrość,  ręcznie ustawić czas naświetlania i przysłonę.  A jest z czego wybierać.  Ostrość ma cztery zakresy oznaczone rysuneczkami (1, 2, 6 metrów i nieskończoność),  czasy są aż (!) dwa - 1/100 sekundy i B,  i tyle samo wartości przysłony - 8 i 11.  I co?  Może się człowiek zgubić przy takiej technice?  Pewnie,  że tak!   Aparat robi podwójne zdjęcia formatu 26 x 24 mm.  na filmie małoobrazkowym a obejrzeć je można za pomocą przeglądarki dołączanej gratis do tego ekstra sprzętu!  Aha,  jeszcze jedno.  Czy przewiniesz film czy nie przewiniesz,  możesz kilkadziesiąt razy wyzwolić migawkę.  Ale nie martw się.  Jak coś takiego będzie miało miejsce powiesz,  że tak chciałeś,  bo taka była Twoja wizja artystyczna!  A więc do dzieła... z Holgą w ręku.

 

Holga 135 3D  -  3 Dimensional Picture Camera.     

 

Tajemnicze piktogramy na jednym z obiektywów.

 

Stereoskop dołączony do Holgi.

piątek, 21 października 2011

Oka

Chyba już zupełnie zwariował!  Okulary pokazuje! Nie zwariował,  nie zwariował, bo to nie są takie sobie zwykłe okulary.  To są autentyczne okulary z pierwszego w Polsce kina przystosowanego do projekcji trojwymiarowej.  Kino "Oka" bo nim mowa,  powstało w 1981 roku,  kiedy to przy ulicy Marszałkowskiej 115,  zbudowano nową siedzibę bardzo prężnie działającego w tych czasach Towarzystwa Przyjaźni Polsko Radzieckiej.  Sala kinowa mieściła aż (!) 350 miejsc.  Repertuar kina nie był zbyt bogaty.  W ciągu swojej jedenastoletniej działalności (kino "Oka" zlikwidowano w 1992 roku przekształcając je w kino "Capitol") wyświetlano tam (uwaga!!!) pięć filmów.  Były to:  Parada atrakcji (1974) -  30 minutowy skrót pełnometrażowego filmu,  Zabawy zwierząt (1980) - 30 minutowy film przyrodniczy,  SOS nad tajgą (1976) - film sensacyjny,  sensacyjno-przygodowy Tajemniczy mnich (1968) i baśń baszkirska Jeździec na złotym koniu (1980).  Dwa pierwsze filmy wyświetlane były razem jako jedna pozycja repertuaru.  Wszystkie te obrazy nakręcono w powstałym w latach sześćdziesiątych innowacyjnym jak na owe czasy radzieckim systemie Stereo -70.  Istota tego systemu polegała na użyciu pojedynczej kamery rejestrującej pary klatek 18x26 mm na taśmie 70 mm w układzie stereopary.  Do wyświetlania używano również pojedynczego projektora o specjalnej konstrukcji,  a do uzyskania efektu stereoskopowego korzystano z metody polaryzacyjnej rzucając obraz na metalizowany ekran.  System Stereo -70 dawał obraz o doskonałej jakości i pozwalał uniknąć problemów związanych z synchronizacją kamer i projektorów.  Filmy w tym systemie kręcono w Związku Radzieckim w okresie od 1966 do 1994 roku.  O stopniu zaawansowania radzieckiej technologii  świadczy fakt,  że w 2009 roku kamera Stereo - 70 została uznana za najlepszą na świecie kamerę do filmowania stereoskopowego,  pokonując praktycznie wszystkie późniejsze konstrukcje. Nie na darmo mówiono na wschodzie: "U nas kultury niet,  nu kakaja tiechnika"!!!

 

Okulary polaryzacyjne z kina "Oka"      1981

 

Jedna z kilku typu kamer systemu Stereo -70

(www.stereokino.ru)

niedziela, 16 października 2011

Namibijskie kontrasty

Wernisaż,  wernisaż i po wernisażu.  W czwartek w Warszawskim Fotoplastikonie bardzo miło i sympatycznie otwarta została wystawa moich stereopar z podróży śladami Kazimierza Nowaka po Namibii pod tytułem "Namibijskie kontrasty".  Fani fotografii stereoskopowej nie zawiedli i tłumnie zjawili się w umówionym miejscu o umówionej porze.  Spotkanie otworzyła Dorota Niemczyk  -  Kierownik Działu Edukacji Kulturalnej Muzeum Powstania Warszawskiego,  która przywitała wszystkich  zebranych  i przedstawiła zaproszonych gości.  Potem zacząłem ględzić ja.  Opowiedziałem o afrykańskiej przygodzie,  o moich wrażeniach z czarnego lądu,  o zdjęciach stereoskopowych i jak to się mówi "o części Pani,  która ma na imię Marynia".  Przyznaję,  że byłem bardzo stremowany,  bo przecież nie codziennie otwiera się autorską wystawę zdjęć.  Rolę kuratora pełnił Mamadou Diouf,  wokalista pochodzący z Senegalu,  od trzydziestu lat mieszkający w Polsce,   doktor nauk weterynaryjnych,  z wyboru poeta i muzyk,  współtwórca portalu www.afryka.org.   Przybliżył on zebranym Namibię,  jej historię,  kulturę,  osiągnięcia gospodarcze i problemy z jakimi borykała się w wieloletniej walce o niepodległość.  Po strawie duchowej było coś i dla ciała a wszystko dzięki warszawskiej restauracji "Baobab".  Zaserwowano ciasteczka z batatów,  smażone pierożki z nadzieniem wołowym,  smażone kuleczki z ryby a dla jaroszy pierożki wegetariańskie.  Do tego łyk południowoafrykańskiego wina i...  Afryka była już w zasięgu ręki.  A do Namibii było jeszcze bliżej za sprawą wielkoformatowych zdjęć autorstwa Marty i Filipa Smarujów,  które wisiały na ścianach dookoła urządzenia.  Marta i Filip to Polacy na stale mieszkający w Windhoek.  Dzięki ich gościnności mogłem lepiej poznać stolicę tego pięknego kraju.  Oprawę muzyczną zapewnił duet ze "Strefy Rytmu' - Jakub Pogorzelski i Maxime Piazza,  grający na tradycyjnych afrykańskich instrumentach perkusyjnych.  O samych zdjęciach jest mi bardzo trudno i niezręcznie pisać,  bo trochę głupio opisywać własną "radosną" twórczość,  a jeszcze trudniej ją chwalić.  Ocenę wystawy pozostawiam więc Wam,  moi drodzy Czytelnicy.  Zerknijcie proszę na "Namibijskie kontrasty".  Wystawa czynna będzie od wtorku do piątku przez cztery tygodnie.

 

Plakat wystawy "Namibijskie kontrasty"

 

Ten facet w środku to ja! Tak sobie gadam!

(fot.  Zbigniew Wereda)

 

Mamadou Diouf i jego lekcja historii Namibii.

 

Coś dla ciała...

 

... coś dla ducha...

 

... i coś dla ucha.

(fot.  Borys Wasiuk)

PS.  Bardzo dziękuję wszystkim,  którzy uświetnili wernisaż swoją obecnością.  Szczególne wyrazy wdzięczności kieruję pod adresem pani Agnieszki Siek za przygotowanie wystawy.  

poniedziałek, 10 października 2011

Kładka na Chłodnej

Zapewne zauważyliście,  że większość (żeby nie powiedzieć wszystkie) rzeczy,  o których piszę jest związanych z widzeniem stereoskopowym.  Tak jest i tym razem,  a post dzisiejszy dotyczy rewitalizacji ulicy Chłodnej w Warszawie.  Zaraz ktoś zapyta "Co ma piernik do wiatraka?"  A właśnie,  że ma!  Rewitalizacja rozpoczęła się 14 września ubiegłego roku i trwała rok.  Inwestycja polegała na przebudowie ulic Chłodnej i Elektoralnej na odcinku 900 metrów - od Alei Jana Pawła II do Żelaznej.  Projekt rewitalizacji oparto na próbie przywrócenia Chłodnej przedwojennego statusu jednej z najbardziej reprezentatywnych warszawskich ulic.  W czasie okupacji hitlerowskiej,  16 lutego 1942 roku zbudowano nad Chłodną drewnianą kładkę,  która miała usprawnić komunikację między dużym a małym gettem.  Ze względu na swoje strategiczne znaczenie komunikacyjne zarówno dla Niemców jak i  funkcjonowania miasta sama Chłodna nigdy nie znalazła się w żydowskiej części Warszawy.  Władysław Szpilman tak pisał o tym miejscu:  Ulica Chłodna należała w całości do "aryjskiej" części miasta. Panował na niej ogromny ruch samochodów,  tramwajów i pieszych.  Przepuszczanie ludności żydowskiej ulicą Żelazną z getta małego do dużego lub w kierunku odwrotnym wymagało zatrzymywanie ruchu na ulicy Chłodnej.  Było to niewygodne dla Niemców i dlatego na przejście pozwalano Żydom jak najrzadziej.  Może właśnie dlatego zdecydowano się na budowę tego specyficznego mostu.  21 września 2011r. w miejscu gdzie stała kładka otwarto "instalację" (jakoś nie mogę się przyzwyczaić do tego słowa) o nazwie "Kładka pamięci".  Są to dwie pary metalowych słupów,  które łączą światłowody wyświetlające kształt podestu i poręczy kładki.  A teraz uważajcie! U podstawy dwóch filarów zamontowane są cztery stereoskopy,  przez które można obejrzeć trójwymiarowe obrazy,  będące konwersją płaskich zdjęć z lat czterdziestych.  Kształtem wizjery bardzo przypominają amerykańskie View Mastery,  tak jakby nie można było wymyśleć czegoś naprawdę "warszawskiego".  Jakość konwersji także pozostawia wiele do życzenia ale nie chcę,  żebyście myśleli,  że się czepiam.  Stereoskopy cieszą się wielkim zainteresowaniem odwiedzających.  Nie ma człowieka,  który by się nie zatrzymał i nie zerknął w głąb naszej historii.  Dosłownie i w przenośni.  Wszak obraz trójwymiarowy głębię ukazuje jak żaden inny.

 

"Kładka pamięci" na ulicy Chłodnej.

 

Każdy chętnie spogląda przez tajemnicze okulary.

 

Cały "fotoplastikonowy" panel zawiera w sobie cztery trójwymiarowe zdjęcia,  które zmienia się obracając pokrętłem na dole.

 

Sam wizjer z wygrawerowanym rokiem - 1942.

 

W stereoskopie można zobaczyć między innymi jak w 1942 roku wyglądała oryginalna kładka na Chłodnej.


P.S.  A jak już będziecie na Chłodnej,  to wpadnijcie  przy okazji do Warszawskiego Fotoplastikonu na wystawę moich zdjęć trójwymiarowych "Namibijskie kontrasty".  Wernisaż będzie miał miejsce w czwartek,  13 października o godzinie 19,00.   Zapraszam!

 

 

 

 

wtorek, 4 października 2011

XII O.P.W.T. - Kraków

W dniach 30.09 - 02.10 br. pasjonaci obrazowania stereoskopowego z całego kraju już po raz dwunasty spotkali się na cyklicznym Ogólnopolskim Plenerowym Weekendzie Trójwymiarowym.  Tym razem celem naszych tajemniczych dwuocznych urządzeń stał się Kraków.  Jako bazę wypadową obraliśmy sobie Ośrodek Szkoleniowo Żeglarski - Horn nad Zalewem Bagry i nie zawiedliśmy się.  Bardzo sympatyczne warunki,  przyjazna cena i miła obsługa,  to wszystko sprawiło,  że nasze spotkanie upłynęło we wspaniałej atmosferze.  Zresztą jak mogło być inaczej,  skoro spotkało się kilkanaście osób o tych samych zainteresowaniach,  żeby nie powiedzieć,  mających takiego samego "fijoła".  Plan zlotu był taki sam jak zawsze,  to znaczy w dzień plener fotograficzny a wieczorem pokazy obrazów stereoskopowych do późnych godzin nocnych.  Między czasie dyskusje,  pochwały,  krytyki,  żarty,  pomysły i plany na przyszłość.  Cieszy mnie fakt,  że z pleneru na plener przybywa uczestników,  a na pokazy przychodzą często ludzie "z ulicy",  którzy zaintrygowani tym co robimy korzystają z naszego zaproszenia na wieczór.  Tak było i tym razem.  Kiedy i gdzie odbędzie się następne spotkanie?  Tego jeszcze najstarsi górale nie wiedzą,  ale na pewno coś się niedługo wykluje. 

 

Wszyscy uczestnicy krakowskiego pleneru.

(fot.  Krzysztof Jakubczak)

 

Taki obrazek świadczy,  że coś stereoskopowego wisi w powietrzu.

(fot.  Agnieszka Bielawska)

 

To się nazywa pozytywna krytyka.

 

Pokazy obrazów trójwymiarowych.

 

Stereo + stereo = kwadro ???

(fot.  Agnieszka Bielawska)

 

Przed wypadem "na Kraków".

 

Inwencja twórcza dowolna.  Jeden fotografuje z góry...

(fot.  Agnieszka Bielawska)

 

...drugi z dołu.

(fot.  Agnieszka Bielawska)

London in 3D - litewskie anaglify.

Kolejny album zdjęć stereoskopowych, którym chciałbym się z Wami podzielić, to "London in 3D". Tytuł ten już parokrotnie przewijał...