czwartek, 24 lutego 2011

California in Depth

Z czym kojarzy Wam się Kalifornia?  No pewnie!  San Francisco,  Los Angeles,  Hollywood,  gorące plaże i Ocean Spokojny na wyciągnięcie ręki.  Piękne,  opalone ciała,  luz,  swoboda i pełnia życia!  To najludniejszy,  najbogatszy oraz trzeci co do wielkości stan w USA.  Stan znany ze zróżnicowanej przyrody,  krajobrazów i klimatu,  a także z powodu wielorasowego i  wielokulturowego społeczeństwa.  Najpierw mieszkali tu rdzenni Indianie,  potem przyszli Hiszpanie,  następnie Anglicy i Meksykanie a na koniec nastąpił masowy napływ osadników wszystkich narodowości,  kiedy to w dziewiętnastym wieku Gorączka Złota opanowała zachodnią część Stanów Zjednoczonych.  Właśnie Kalifornię z tego okresu obejrzeć możemy w albumie Jima Craina " California in Depth - a stereoscopoc history",  wydanego w 1994 roku w San Francisco nakładem wydawnictwa Chronicle Book.  170 stereopar na pewno ucieszy miłośników zarówno historii jak i fotografii.  I nie ma się co  dziwić,  bo są to naprawdę nie lada "perełki" wybrane z kolekcji autora,  kolekcji liczącej ponad 3000 sztuk.  Nie wiem jak Wy,  ale gdy ja oglądam stare stereopary i kiedy pozornie dwa takie same obrazy zleją mi się w jeden,  realistyczny i trójwymiarowy,  zupełnie odrywam się od rzeczywistości i tracę poczucie czasu.  Tak było też przy oglądaniu albumu o Kaliforni.  Aha!  Zapomniałem dodać,  że do książki dołączony jest składany stereoskop.  To chyba po to,  żeby nie trzeba było pożyczać go od sąsiada!  Ale dowaliłem!  Tak,  jakby każdy sąsiad miał w domu przeglądarkę 3D...

 

California in depth                 1994

 

 

Stereoskop dołączony do albumu

piątek, 18 lutego 2011

3D Ireland

Zapraszam Was dzisiaj do Irlandii,  gdzie dwoje naszych rodaków,  małżeństwo Ewa i Leszek Berchulscy,  postanowiło na poważnie zająć się tematem stereoskopii.  Poważnie na tyle,  że stereoskopia stała się ich sposobem na życie.  Zresztą niech sami opowiedzą o sobie i swoim projekcie 3DIreland.  Oddaje im głos:

"Tak krótko o projekcie 3DIreland... hmm...  od czego zacząć...  Wszystko tak naprawdę zaczęło sie od fascynacji Ewy fotoplastikonem i fotografią "stereo",  o której tylko słyszała,  że istnieje,  ale za bardzo nie wiedziała jeszcze o co chodzi. Myślała,  że można ją uzyskać używajac techniki fotograficznej relief...  przesuwając dwie nałożone na siebie folie - podejmowała zresztą próby uzyskania trojwymiaru tą metoda : )  Po przeszukaniu internetu natrafiliśmy na stronę Borysa Wasiuka "Stereos" - i tam STAŁO SIĘ - mianowicie po iluś tam próbach zezowania nastapiła inicjacja i odkrywanie magii stereo - świata.  I nasza przygoda trwa do dziś :-).  Po jakimś czasie pomyślelismy o tym,  że świetnie byłoby pokazać piękno Zielonej Wyspy, na której od pieciu lat mieszkamy,  właśnie w "stereo".  Naszym marzeniem jest zbudowanie fotoplastikonu, który dzięki wsparciu Macieja Samulskiego z pewnością zbudujemy.  Nie wiemy jeszcze gdzie,  ale wiemy,  że na pewno :-).   W chwili obecnej skupiamy się na bliższych celach w rozwoju naszej firmy - w styczniu br. "zadebiutowalismy" na rynku podczas ShowCase. http://showcaseireland.com/exhibitors/?exhibitor=171   Są to największe branżowe targi w Irlandii (300 wystawców oraz 5500 kupców z Irlandii i całego świata).  Te targi to tak na prawdę wielki sprawdzian dla nas,  ale przeszliśmy go pomyślnie co czyni nas bardzo szczęsliwymi i daje energię i motywacje do dalszej pracy ;-).  Rownież nasze produkty dzięki uprzejmości firmy,  z ktorą nawiązaliśmy współpracę na ShowCase pojechały na kolejne targi do Birmingham (Spring Fairs -  bo o nich mowa,  to targi dziesięć razy większe od tych w Dublinie).  W efekcie tych poczynań udało nam się nawiązać wspaniałe kontakty z potencjalnymi klientami zainteresowanymi naszymi produktami. Cieszymy się ze wszystkich kontaktów,  ale najbardziej rozpala nam wyobraźnię National Museum of Ireland.  Naszym głównym produktem w chwili obecnej jest 3DPostcard -  stereoskop składany z możliwoscią wysyłania go w formie pocztówki.  To efekt naszej dwuletniej  współpracy z panem Piotrem Nawracałą,  kontaktów z irlandzkimi marketerami,  rozmów i warsztatów - dzięki temu udało nam się uzyskać nowoczesny produkt o dużym potencjale,  dostosowany do warunkow i specyfiki rynku.  Przed nami dużo spotkań i bieganiny,  ale jesteśmy na dobrej drodze aby dopiąć celu - zbudowac fotoplastikon!  Prosimy trzymać kciuki!
Pozdrawiamy serdecznie z Trojwymiarowej Wyspy,  Ewa i Leszek".

Trzymajmy więc mocno kciuki za powodzenie przedsięwzięcia Ewy i Leszka.  Myślę,  że jeszcze nie raz będę miał przyjemność o nich napisać.  Obiecuję,  że już niedługo pokażę z bliska kilka ich produktów w  swoim blogu.  A jeżeli ktoś jest niecierpliwy,  niech kliknie na stronę www.3direland.ie  .  To co tam znajdziecie, będzie  najlepszym dowodem,  że "Polak potrafi" -  a już szczególnie wtedy,  kiedy naprawdę chce!!! 

 

Ewa i Leszek i ich stoisko w czasie ShowCase w styczniu tego roku.  Maćka Samulskiego (pierwszy po lewej) nie muszę chyba przedstawiać.

(fot.  Lisa Cunningham 2011)

 

Wycinki prasowe o naszych rodakach i ich stereoproduktach.

 

niedziela, 13 lutego 2011

Walentynki 2011

Walentynki...  Dzień Zakochanych...  Różne są sposoby zdobycia serca tej najwspanialszej,  tej jedynej,  tej ukochanej.  Kwiaty,  romantyczna randka w przytulnej kawiarence,  wykwintny obiad w eksluzywnej restauracji czy niezapomniany weekend w Paryżu...  to tylko nieliczne metody zaliczane do tych bezpośrednich,  stosowanych na poziomie ona i on.  Niektórzy stosują także metody pośrednie,  polegające na zdobyciu wpierw względów rodziców.  I tutaj możliwe są dwa warianty,  albo na "przyszłą teściową",  albo na "teścia".  W pierwszym wystarczy kilka komplementów,  pomoc przy przytarganiu zakupów do domu czy też  znalezienie wspólnych znajomych (szczególnie tych,  których oboje nie lubimy) i mamy teściową obłaskawioną.  Z teściem jest podobnie.  Do niego trafia się najłatwiej poprzez wspólny wypad na mecz albo zorganizowanie jakiegoś szybkiego grilla z zimnym piwkiem i krwistą karkówką.  Można też wkraść się w łaski tatusia swojej dziewczyny poprzez takie  same zainteresowania.  Zapytacie pewnie co ma fotografia stereoskopowa do Walentynek i odwrotnie?  To zobaczcie,  co przyniosła mi moja córka ze szkoły.  Na zdjęciu są jej koledzy z klasy.  Fotka zaczęła dawać mi dużo do myślenia...

 

(fot.  Agnieszka Bielawska 2011)

środa, 9 lutego 2011

Robin Hood

Wiecie dlaczego Robin Hood?  Bo mało jadł!  Głupi dowcip!  Ale jeszcze głupsze według mnie było nazwanie aparatu stereoskopowego przezwiskiem bohatera z  lasu Sherwood.  Co autor chciał przez to powiedzieć?  Nie wiem.  Fakt pozostaje faktem,  że w 1954 roku w wytwórni Standard Cameras Ltd.  w Birmingham (Anglia) przyszedł na świat niepozorny i dość prymitywny aparat o takiej właśnie nazwie.  Urządzenie robiło zdjęcia na pojedynczej kliszy formatu 6x13 cm.   Bardzo ciemne obiektywy (f:16)  o ogniskowej 80 mm.  leżały od siebie w odległości 53 mm.  Migawka też nie była rewelacyjna (1/50 sekundy),  gilotynowa,  naciągana za pomocą dźwigni zamocowanej pod obiektywami.  Nad prawą soczewką (patrząc na aparat od przodu) konstruktorzy umieścili drugą dźwignię,  którą ustawiało się czy zdjęcie ma być zrobione jednym, drugim czy obydwoma obiektywami.  To chyba jedyna bardziej skomplikowana rzecz w tym aparacie.  Całe urządzenie zrobione było z czarnego bakelitu z kolorowymi paciajkami.  Razem z Robin Hoodem producent dołączał w zestawie kartonowy stereoskop (też szczyt techniki),  instrukcję obsługi,  kilka klisz ciętych dopasowanych do formatu aparatu i (uwaga!!!) specjalnie wygięty kawałek drutu do wsadzania i wyjmowania kliszy.  Bo zapomniałem dodać,  że aby zrobić zdjęcie za każdym razem należało w ciemności wsadzić kliszę,  pstryknąć,  wrócić do ciemni,  wyjąć kliszę,  założyć nową, pstryknąć i tak dalej i tak dalej... Ileż to kalorii tracił fotograf (musiał się przecież biedak nachodzić) przy robieniu serii zdjęć!  Może właśnie dlatego chudł!  Och  ty Robin!!!

 
Robin Hood             1954

 
Fragment frontowej ściany aparatu

 
Stereoskop kartonowy do Robin Hooda

  

PS.  Jeżeli chcielibyście zobaczyć mnie i część moich zbiorów zapraszam na:


http://www.onet.tv/rozrywka-i-kultura,5,wszystkie,1,kanal.html#m=8618804,c=5

czwartek, 3 lutego 2011

Drugi Bielawski

Kilka miesięcy temu na jednym z zachodnich portali aukcyjnych uwagę moją przykuło zdjęcie stereoskopowe z 1905 roku.  Stereopara przedstawiająca dorożki na jakimś placu w Petersburgu na pierwszy rzut oka nie różniła sie od innych.   A jednak!  Gdy spojrzałem na rewers serce zaczęło mi mocniej bić.  Autorem fotografii był nie kto inny jak...  Bielawski.  No tak.  Bielawski!  Czy to nie zbieg okoliczności?  W mojej rodzinie w życiu nikt nie zajmował się fotografią,  a tu nagle znajduje się gość o tym samym nazwisku co ja,  który tak jak ja robi foty 3D,  tylko sto lat wcześniej.  Oczywiście zaraz zapragnąłem mieć to zdjęcie,  ale rozsądek wziął górę nad emocjami.  Sprzedawca chciał za fotkę "jak żyd za matkę",  więc sobie odpuściłem.  Ograniczyłem się tylko do skopiowania zdjęcia (na wieczną rzeczy pamiątkę) i potraktowałem sprawę jako zamkniętą.  Temat fotografa Bielawskiego odżył jednak niedawno,  kiedy to inne jego zdjęcie udało mi się kupić w Polsce.  Mocno wytarta stereopara przedstawiająca akrobatów na arenie cyrkowej stała się przyczynkiem do poszukiwań śladów pana B.  Mimo wielu wysiłków,  nie znalazłem dużo informacji na jego temat.  Jedyne co znalazłem,  to listę rosyjskich fotografów z przełomu XIX i XX wieku,  na której widnieje wpis:  Mieczysław Karłowicz (syn Karola) Bielawski,  Petersburg,  Newskij Prospekt 34.  I to wszystko.  Z rewersu "mojego" Bielawskiego możemy dowiedzieć się jeszcze,  że jego zakład zdobywał nagrody i medale już od 1896 roku a w 1900 otrzymał Grand Prix na Wystawie Ogólnoświatowej w Paryżu.  Jest nawet podany numer telefonu do jego atelier.  Myślę,  że nie ma jednak co dzwonić.  "Abonent czasowo niedostępny...."

  

Awers i rewers fotografii z E-baya.

 

 

Awers i rewers "mojego" Bielawskiego

 

London in 3D - litewskie anaglify.

Kolejny album zdjęć stereoskopowych, którym chciałbym się z Wami podzielić, to "London in 3D". Tytuł ten już parokrotnie przewijał...