sobota, 10 listopada 2007

Kompaktów ciąg dalszy

Z biegiem lat,  szczególnie pod koniec dwudziestego wieku (jak to się wydaje dawno), postępowała stopniowa automatyzacja aparatów kompaktowych.  Konstruktorzy zaczęli przenosić do nich rozwiązania z lustrzanek małoobrazkowych takie jak: światłomierz,  silnik przewijający film i cofający go,  czytnik kodu DX,  samowyzwalacz,  transfokator (obiektyw zoom),  a jak jeszcze wmontowano do "downka" (czytaj: dałnka,  to kolejna nazwa aparatu kompaktowego) lampę błyskową,  osiągnięto szczyt marzeń "niedzielnego fotografa".   Wydawałoby się,  że już nic więcej nie można wymyśleć,  kiedy nagle poczciwą "kliszę" zastąpiono matrycą cyfrową i fotografia analogowa błyskawicznie odeszła na boczny tor.  Aparaty zmniejszyły swoje rozmiary i naprawdę nie odstępują nas na krok.  Często i gęsto zapominamy,  że mamy je przy sobie.  Ile razy widzę coś,  co warto uwiecznić.  Pierwsza myśl: "Cholera,  szkoda,  nie mam aparatu...",  a zaraz potem: "...jak to nie mam,  przecież w kieszeni jest komórka!!!"

  

Nishika 3d N 9000    1991

  

Nimstec    1995

  

Kalimar 3d    1996

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz