Profesor Pytajko jak codzień przebywał w swoim laboratorium.(...) Był poniedziałek. Jego zegarek, który cofał czas, wskazywał godzinę 9,00.(...) Gdy już miał przystępować do rutynowych zajęć, zadzwonił telefon.(...) Profesorze! - w słuchawce dyszał wystraszony głos. - To ja, Pan Szczudełko. Dzwonię z cyrku. Proszę nam pomóc.(...) Tak zaczyna sie opowieść o kłopotach w cyrku i o niestrudzonym Profesorze Pytajko, który wszystkie problemy i kłopoty rozwiązuje jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Książka jak i inne z tej seri jest bogato ilustrowana anaglifami, które mają w zamyśle wyłazić z kartki po założeniu czerwono-niebieskich okularów. Jak każde wydawnictwo dla dzieci (a przecież to dzisiaj Dzień Dziecka) i ta pozycja bez wątpienia bawi, rozwija zainteresowania i uczy. Bawi, bo i treść ma przezabawną, rozwija, bo pokazuje jak wygląda sztuka cyrkowa, a uczy... to chyba jak nie należy robić anaglifów. Pełne jaskrawe barwy, gryzące w oczy kolory, duchy, plątanina pseudotrójwymiarowego obrazu... totalny kociokwik. A potem narzekamy, że głowa boli i na wymioty się zbiera. Jako książka dla dzieci - strzał w dziesiątkę. Jako pozycja trójwymiarowa - kiszka i to w dodatku przypalona. Ja wiem... Ktoś chciał jak najlepiej. Nie wyszło!
"Witamy w cyrku" z serii "Profesor Pytajko i przyjaciele"
I takich anaglifów jest czternaście... Ktoś się wyraźnie nie spisał!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz