sobota, 15 stycznia 2011

Helioplast

No i już po problemie!  Kolejnym stereoskopem,  którym chciałbym się  Wam pochwalić,  jest niemiecki Helioplast.  Co to za cudo?  Otóż jest to przeglądarka tekturowo-płócienno-drewniana z zatrzaskami takimi jak w ubraniach (nie widziałem takiego patentu nigdzie indziej).  Jak jesteśmy przy patencie,  to na oprawie widnieją numery patentowe niemieckie,  węgierskie,  austriackie,  francuskie i angielskie.  Niestety nigdzie nie udało mi się odnaleźć producenta tej sprytnej maszynki.  Wiem o niej tylko tyle,  że wyprodukowano ją około 1900 roku.  Pasują do niej rozmaite formaty stereopar od 4,5x 10,7 cm.  aż do 9x18 cm.  Wyposażona jest w dwie soczewki pryzmatyczne podobne do tych,  jakie są w popularnych amerykańskich "Holmesach".  Złożona wygląda jak książka,  zaś po rozłożeniu zaczyna przypominać stereoskop.  Ma możliwość regulacji ostrości,  ale nie jest zbyt poręczna w użytkowaniu.  Zdjęcie bardzo łatwo wylatuje razem z wysuwaną szufladką.  Nie ma sprawy,  jeżeli oglądamy papierową fotkę,  ale gdy włożyliśmy do środka szklany diapozytyw jedna chwila nieuwagi i ... brzdęk!  Nie ma co zbierać.  A co?  Nikt nie zapyta mnie o co chodzi z tymi zatrzaskami?  Na zewnętrznych ścianach obudowy (napisałem na początku,  że złożony Helioplast jest podobny do książki,  czyli tak jakby na jej okładkach) zamocowane są "damskie" i "męskie" zatrzaski.  Rozkładając okładki zatrzaski łączą się ze sobą,  tworząc stabilną podstawę stereoskopu.  Czy zdawaliście sobie sprawę,  że zatrzaski znane były już sto lat temu?  Ja myślałem,  że nasi przodkowie mocowali się wtedy tylko z guzikami.

 

Helioplast złożony w "książeczkę"...                1900

 

...  i gotowy do oglądania stereopar.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz