Verographe Stereo 1920
Verographe Stereo 1920
Różne formaty stereopar
I jak tu nie wierzyć w Świętego Mikołaja??? Ale od początku... Zasiedliśmy jak co roku przy wigilijnym stole. Wszystko (jak mawia mój Tata) "na medal". Opłatek, kolędy, barszczyk z uszkami (sam zbierałem grzybki), karpik w galarecie ze słodkim nadzieniem (specjalność mojej kochanej Małgoni), pierogi, kapustka, kompocik z suszonych owoców, kutia... Aż tu nagle słychać dźwięk janczarów i pod choinką pojawiło się moc paczek i paczuszek. Jak zwykle wszyscy byli tak zajęci wspólnym kolędowaniem i biesiadowaniem, że znowu nikt nie zauważył kiedy Święty Mikołaj zdążył podłożyć prezenty. Każdy członek rodziny coś dostał, dostałem naturalnie i ja. Przyznam Wam się szczerze, że trochę się zdziwiłem biorąc w ręce dość duże i ciężkie pudełko. Przecież ciepłe skarpety i przytulasty sweter (dość szablonowy bożonarodzeniowy prezent) tyle nie ważą - pomyślałem. Otwieram...i oczom nie wierzę!!! W pudełku ponad stuletni amerykański wielkopłytowy (5x7 cali) Seroco Stereo z obiektywami Wollensaka, dziecko wytwórni Sears Roebuck & Co. z Chicago. Mahoniowe wykończenie, bordowy miech z podwójnym wyciągiem...Cudeńko. Perełeczka. Najlepiej zobaczcie sami!!! Ucieszyłem się chyba bardziej niż moja córka z domku i samochodu Pixel Chix. Ja, stary chłop mało nie posikałem się z radości. "Mało?, ja tam byłam!!!" - tak skwitowałaby na pewno moja żonka.
Seroco Stereo 1905
Choinka, bombki, domowa krzątanina... to znaczy, że Święta tuż, tuż. Czego więc życzyć w ten szczególny czas? Wszystkim zaglądającym na tę stronę życzę szczęścia w życia prywatnym i zawodowym, zdrowia o każdej porze dnia i nocy (to szczególnie dla Panów), satysfakcji ze swoich poczynań i zadowolenia ze wszystkiego co udało Wam się osiągnąć do tej pory i z tego co osiągniecie w przyszłości. Fanom fotografii stereoskopowej doskonałego sprzętu by mogli utrwalać codzienność w 3d i wspaniałych zdjęć. Nie muszę chyba wspominać o górze fantastycznych prezentów pod choinką i smakowitym karpiu na wigilijnym stole. Ponieważ blog mówi o "głębi", życzenia są tym bardziej szczere bo płyną z głębi mojego serca. Ci, którzy mnie znają wiedzą doskonale, że jako osobnik gatunku ludzkiego myślę czasem także i o sobie, dlatego nie ukrywam, że życzyłbym sobie pod choinką coś wyjątkowego. Może jakiś nowy (czytaj: stary) aparacik, może jakieś super zdjątko, może stereoskop??? Święty Mikołaj wie co ja lubię, a że byłem przez cały rok bardzo grzeczny (i skromny) wierzę, że o mnie nie zapomni. Zostawiam Was zatem z najbliższymi w wigilijnym nastroju i ...
... WESOŁYCH ŚWIĄT !!!
Moja trzydziestoletnia przygoda z fotografią stereoskopową to nie tylko szperanie w internecie i wynajdowanie ciekawych okazów, to nie tylko wydawanie przysłowiowego ostatniego grosza na kolejny aparat. Owszem kolekcjonowanie jest czasami bardzo stresujące, szczególnie kiedy sprzedający chce drogo sprzedać a kupujący chce tanio kupić, ale nie o to przecież chodzi. Zawsze traktowałem moje hobby jako wspaniałą zabawę i odskocznię od często szarej rzeczywistości i tak będę traktował je dalej. Zdarzały się w tej pasji chwile smutne, zdarzały się i wesołe. Pamiętam jak w małym powiatowym miasteczku (bo mieszkam na wsi) oddałem do zakładu fotograficznego film z opisywanego w ostatnich postach aparatu Loreo. Uśmiechnięty pan fotograf szarmancko wziął kasetę w swoje ręce i kazał przyjść za dwa dni. Stawiłem się u niego w umówionym terminie. Właściciel zakładu nie miał już takiej radosnej miny jak przy pierwszym spotkaniu i z wielką powagą rzekł: "Ma Pan zepsuty aparat. Najprawdopodobniej pękł Panu obiektyw, bo zdjęcia wyszły podwójnie." Po tych słowach sam mało nie pękłem, ale ze śmiechu. Wytłumaczyłem fotografowi co i jak. Przyznał mi się, że pierwszy raz spotkał się z tego rodzaju fotografią i poprosił, żebym nikomu nie wspominał o jego gafie. Od tamtej pory jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. Oto jak fotografia stereoskopowa zbliża ludzi !!!
ICA Plaskop 1926
Idąc "za ciosem" ekipa skośnookich konstruktorów z egzotycznej Azji opracowała jeszcze jeden model aparatu Loreo. Idea była podobna jak w przypadku poprzednika (tani, prosty i skuteczny), ale poziom wykonania był o wiele, wiele wyższy. Aparat (w90% zautomatyzowany) różnił się od pierwowzoru dwoma zasadniczymi elementami. Pierwszy z nich to możliwość robienia zdjęć dwojakiego rodzaju. Loreo 321 - bo tak został nazwany, robił zarówno zdjęcia stereoskopowe 3d jak i "normalne" 2d. Super sprawa, na sąsiednich klatkach dwie takie same a jakże różne fotografie... Wszystko zależało od ustawienia małej wajchy z tyły aparatu. Drugą różnicą był układ samego zdjęcia, tak zwany układ krzyżowy (opisując stereopary wyjaśnię niedługo co to takiego). Loreo 321 ma futurystyczny wygląd co sprawiało i sprawia, że trzymając go w ręku jest się obiektem "dziwnego" zainteresowania osób postronnych. Nie znam się na prawach autorskich i licencjach, ale coś mi się wydaje, że ktoś z kogoś coś zerżnął (a może odkupił). Porównajcie to zdjęcie ze zdjęciem zamieszczonym w poście z 11 września 2007 roku. Czyżby znowu bliźniacy???
Loreo 321 2001
Mechanizm nasadek do fotografii 3d został wykorzystany na dalekim wschodzie. Gdzieś w egzotycznym Hong-Kongu firma Loreo rozpoczęła produkcję kompaktowych aparatów stereoskopowych pozbawionych klasycznych obiektywów. Ich rolę zastąpił układ luster zbierających i przetwarzających obraz na film małoobrazkowy. Masowa produkcja i niska cena sprawiły, że aparaty cieszą się do dzisiaj powodzeniem. Jasne, że jakość otrzymanych zdjęć jest delikatnie mówiąc słaba, ale czego chcieć więcej od tej plastikowej zabawki. Najważniejsze jest to, że efekt stereoskopowy osiągamy w bardzo prosty sposób, bez skomplikowanych urządzeń i programów komputerowych. Dla szarego, prostego "pstrykacza" wystarczy. Człowiek robi zdjęcie, oddaje film do laboratorium, odbiera gotowe odbitki, wkłada w dołączany do aparatu stereoskop (a stereoskop jest na prawdę super !!!) i cieszy się, że widzi na przykład teściową w kąpieli 3d. Mała korekta, w kąpieli jest zawsze jedna d... więcej.
Loreo 1990
Loreo 1990
Potrzeba jest matką wynalazków a ojcem podobno przypadek... Ktoś mądry pomyślał, że i jednym aparatem można zrobić zdjęcie stereo w ruchu. Wystarczy... no właśnie, wystarczy założyć na obiektyw lub zamiast obiektywu specjalną nasadkę, która za pomocą sprytnie rozmieszczonych luster podwaja obraz na klatce, jednocześnie zachowując lekkie przesunięcie o którym pisałem ostatnio. Nasadki takie produkowane były i są na różne średnice obiektywów i na rozmaite mocowania (gwinty, bagnety) bezpośrednio do body aparatu. Są nasadki do aparatów tradycyjnych jak i do cyfrówek. Zaletą ich jest prostota użycia i faktycznie osiągnięcie w prosty sposób zamierzonego efektu. Wadą tych urządzeń jest owe dzielenie naświetlanej klatki na pół. Zdjęcie będzie zrobione zawsze w pionie. Nie ma innej możliwości. Ogranicza to bardzo inwencję twórczą fotografującego, ale podobno "lepszy rydz niż nic". Polecam to początkującym amatorom fotografii trójwymiarowej w celu bliższego zapoznania się z tą techniką.
Zenit 122 z nasadką SKF-1
Nasadka stereoskopowa Stereo-Tach
Nasadka stereoskopowa Asahi Pentax
Czy przy pomocy jednego aparatu można robić zdjęcia stereoskopowe? Odpowiedź brzmi.... oczywiście, że tak. Jak to praktycznie wygląda? Jak wiemy z teorii stereofotografii musimy zrobić (przynajmniej) dwa zdjęcia tego samego obiektu z lekkim (6-8 cm) przesunięciem w jedną lub drugą stronę. Ważne jest, by to przesunięcie nastąpiło z zachowaniem linii poziomej. Do tego zalecana jest specjalna szyna (vel sanki), którą ustawiamy na statywie. Do szyny mocujemy aparat, pstrykamy, przesuwamy i pstrykamy ponownie ten sam obrazek. Przy nabraniu odpowiedniej wprawy można obyć się i bez szyny robiąc zdjęcia przestępując z nogi na nogę (tak, jakby nam się siusiać chciało). Wszystko jest w porządku, gdy obiekt fotografowany się nie rusza (jakaś bardzo martwa natura). Gorzej jest natomiast, gdy chcemy uchwycić na przykład wujka pięknie spadającego z drabiny. Jedno zdjęcie - wujek na górze. Drugie - wujek na dole. Jedynie co wyjdzie stereoskopowo to drabina, o ile sie nie przewróci. W tym celu niezbędny jest drugi (możliwie taki sam) aparat, który umieszczamy obok pierwszego na wspomnianej wcześniej szynie. Największym kłopotem jest takie zsynchronizowanie migawek w obu aparatach, by strzeliły one w tym samym czasie. O ile w aparatach analogowych jest to do przeskoczenia bez większego problemu, to w cyfrówkach zaczynają się "schody".
Gallus Stereo 1925
Tyle juz postów poświęciłem stereoskopowym aparatom fotograficznym, a nie pokusiłem się jeszcze o dokonanie jakiegoś systematycznego ich podziału. Tylko jak tu podzielić tradycyjne (analogowe) stereoaparaty, według jakich kryteriów??? Wieku? - stare i nowe, ceny? - drogie i tanie, walorów estetycznych? - ładne i brzydkie, funkcjonalnośći? - wspaniałe i do du... Można też podzielić fachowo, według wielkości naświetlanego obrazu - małoobrazkowe (w tym też miniaturowe), średnioformatowe i wielkopłytowe (przyjmuje sie od 4x5 cali - 1 cal to 2,5 centymetra). A może ze względu na konstrukcję (stałe - sztywne i składane), wielkość (ręczne i studyjne), materiał z którego zostały zrobione korpusy (drewniane, metalowe, z tworzyw sztucznych) czy ilość obiektywów (dwa, trzy, cztery i więcej). Mozna też je podzielić pod względem rodzajów celowników (przeziernikowe, dalmierzowe), migawek (szczelinowe, centralne), przysłon (otworkowa, tęczówkowa), rozwiązań budowy (tradycyjne i lustrzanki). W tych wszystkich podziałach występują dalsze podpodziały tak, że wszystko jest bardzo płynne i miesza się jak w shakerze. Najważniejsze, że z tego shakera wychodzi fantastyczny drink (czytaj: aparat stereoskopowy) stworzony wedle upodobań, chęci i możliwości pijącego (czytaj: użytkownika). I tu nasuwa mi się refleksja...tylko szkoda, że barmanów (czytaj: firm produkujących aparaty stereoskopowe) coraz mniej !!!
Jumelle Bellieni 1905
Kiedyś wspominałem o aparacikach stereoskopowych z lat pięćdziesiątych na film 16 mm. Takie miniaturki aparatów produkowane były i wcześniej, kiedy film zwojowy nie był jeszcze tak popularny, a głównym materiałem światłoczułym była płyta szklana. Dzięki pomysłom konstruktorów udało się stworzyć aparaty, które po złożeniu można było swobodnie ukryć, by nie rzucały się w oczy. Jednym z takich stereoskopowych karzełków był Stereo Block Notes, produkt bardzo znanej we Francji firmy L. Gaumont & Cie. z Paryża. W 1928 roku firma miała także swoje przedstawicielstwo w Warszawie na ul. Śniadeckich 7 m 4. Aparat ten robił zdjęcia formatu 4,5x10,7 cm. a sam złożony miał wymiary 13,5x6x3,5 cm. Po rozłożeniu "grubiał" do 7,5 cm. Wszystko to dzięki kartonowemu mieszkowi, którego konstrukcję wzmocniono materiałem. Lekkie przesunięcie płyty czołowej ustawiało celownik oraz powodowało naciągnięcie migawki. Teraz tylko pozostawało zrobić zdjęcie i co było najbardziej żmudną i nielubianą czynnością, wymienić płytę na nienaświetloną. James Bond na pewno by zwariował, gdyby musiał pracować takim sprzętem.
Stereo Block Notes 1924