czwartek, 27 marca 2014

Hello Kitty - View Master

Z leciutkim poślizgiem doszła do mnie paczka ze Stanów, a w paczce mnóstwo ciekawych (starych i nowych) trójwymiarowych drobiazgów. Z tej przyczyny przez jakiś czas głównym tematem postów będzie stereoskop View Master, jego najrozmaitsze modele i wariacje! Zacznijmy więc od przeglądarki Hello Kitty. Oparta jest na modelu L View Mastera a zewnętrznie przypomina znanego na całym świecie białego kotka z różową wstążeczką na głowie. A znacie jego historię? Postać została wymyślona w Japonii w 1974 roku. Hello Kitty jest bohaterką filmów animowanych, gier komputerowych, ozdobą wielu gadżetów. Jej wizerunek pojawił się po raz pierwszy na małej, plastikowej portmonetce. Jest bardzo popularna na całym świecie a szczególnie w Japonii i Korei. Nie śmiejcie się, że jest View Master z jej podobizną. W Korei powstało nawet auto z jej wizerunkiem! Z jednej strony uroczy, przytulaśny kotek, którego chciałoby mieć każde dziecko, a z drugiej obiekt poważnych i często jakże kontrowersyjnych rozważań i ciekawych teorii. Charakterystyczną cechą postaci jest brak ust. Pewnie mało kto zwraca na to w ogóle uwagę, ale nie umknęło to czujnemu oku polskich egzorcystów. W ocenie diecezjalnego egzorcysty z Białegostoku, to właśnie zdradza, iż Hello Kitty ma ścisłe związki z Szatanem. - Hello Kitty to zabawka i postać z bajki demoniczna. Twórca tej postaci miał syna czy córkę... Dziecko było bardzo chore na nowotwór jamy ustnej. Poprosił jakiegoś demona o uzdrowienie. Dlatego kotek nie ma ust - wyjaśniał. Problem w tym, że Hello Kitty miała o wiele bardziej przyziemne powody powstania. W roku 1974 japońska firma Sanrio, która specjalizuje się w tworzeniu nowych postaci na potrzeby branży rozrywkowej i zabawkarskiej stworzyła Hello Kitty, by ucieleśnić swoją politykę korporacyjną, która zakłada daleko idącą komunikację międzyludzką. Zatrudniła w tym celu pochodzącą spod Tokio projektantkę Yuko Shimizu. Jak twierdzą w samym Sanrio, to ona wymyśliła, że najlepiej wspomnianą ideę będzie obrazowała postać bez ust. W każdym momencie jest on bowiem w tym samym nastroju, co my. Gdy się cieszymy, patrząc na Hello Kitty widzimy uśmiechniętego kotka. Kiedy jest nam źle, Hello Kitty też wydaje się nieco przygnębiony. Jak widzicie, jak ktoś bardzo chce, to do wszystkiego może napisać teorię spiskową! Oczywiście daleki jestem od jakichkolwiek podtekstów... Wracając do View Mastera, to wyprodukowany został w 2013 roku oczywiście w Chinach na licencji firmy Mattel. Mój zestaw oprócz przeglądarki zawiera trzy krążki z rysunkowymi przygodami głównego bohatera w ZOO. Ładne, kolorowe, przyciągające wzrok i rączki każdego, powyżej trzeciego roku życia! Właśnie ze względu na ten wiek sięgnąłem po View Master Hello Kitty z czystym sumieniem!



View Master Hello Kitty w zestawie z krążkami.    2013



Bez otwierania pudełka można obejrzeć zdjęcia z jednego krążka.



Hello Kitty w ZOO.

 

 

 

 

 

 

sobota, 22 marca 2014

The Great War in 3D

Ki diabeł mnie podkusił, żeby kupić album Wielka Wojna w 3D? Nie wiem! Chyba uległem reklamie na jednej z zachodnich stron internetowych, która w ten sposób zachwalała ten towar. „Zobacz zdjęcia trójwymiarowe z Wielkiej Wojny 1914-1918! W wytrzymałym pudełku znajdziesz metalowy stereoskop,  35 trójwymiarowych obrazów najbardziej fascynujących chwil, uchwyconych na filmie w czasie pierwszej Wojny Światowej oraz bogato ilustrowaną książkę.  Książka (176 stron) zawiera krótką historię fotografii wojennej oraz przegląd wojny z 1914 roku, w tym europejskich kampanii, bitew morskich, życia w okopach, zaplecza socjalnego i medycznego. Szczegółowe opisy scen przedstawionych na  stereoparze, znajdują się na odwrocie każdej  z nich, przez co oglądający może dokładnie zrozumieć co widzi. Książka jest dziełem  trzech autorów.  Jean-Pierre Verney to światowej sławy francuski historyk , pisarz i kolekcjoner pamiątek z pierwszej Wojny Światowej.  Jerome Pecnard to znany projektant , fotograf i autor około 30 książek (?), a Michael Stephenson to historyk wojskowości i wydawca jednocześnie”. No i kupiłem! Pudełko faktycznie – czerwone, ładne, ze złoceniami, zamykane na magnesik. Książka – też ładna. Dużo rysunków, szkiców, fragmentów zdjęć, a wszystko to na błyszczącym, kredowym papierze. Stereoskop – wypisz, wymaluj jak w albumach Raumbild Verlag, tylko bardziej delikatny, jakiś miękkawy w dotyku. Najgorsze są jednak stereopary! Druk jest fatalny, a przez soczewki  wielkie ziarno kłuje w oczy tak, że w parę chwil można dostać zapalenia spojówek! W większości zdjęcia te to przedruki z oryginałów firmy Keystone i Neue Photographische Gesellschaft. Co ja tu więcej powiem… printed in China! Oj, nie była to dobra inwestycja, nie była!  Oto kolejny dowód na to, że każdy, nawet najlepszy pomysł, jednak można spieprzyć. Szkoda…

PS. Wydawca Blackdog & Leventhal Publishers w tym roku wydał podobny album "New York City in 3D in the Gilded Age". Obiecałem sobie, że go nie kupię!



The Great War in 3D  -  2013r.



Śliczniutkie pudełeczko... A właściwie nie mam co opisywać, bo już wszystko na ten temat napisałem.



poniedziałek, 17 marca 2014

View Master model D

Po długich oczekiwaniach dostałem coś, o czym marzy niejeden kolekcjoner, pasjonat obrazowania stereoskopowego. Wzbogaciłem się o najlepszy chyba model przeglądarki View-Master  -  model D, firmy Sawyers (nr 2011), uważany za Mercedesa wśród stereoskopów. Urządzenie to  produkowane było w USA, w Portland, w stanie Oregon, od 1955 do 1972 roku. Na początku kosztowało 9,75 dolara, a do końca jego produkcji w roku 1972 cena wzrosła do 12,99 dolara (obecnie ponad dziesięć razy więcej). View Master D, który wykorzystywał światło sztuczne, wykonany był z bakelitu i jako jedyny model tego typu przeglądarek miał regulację ostrości. Soczewki były nie okrągłe, ale prostokątne. Był zasilany z dwóch baterii typu „D” (R 20) albo z zewnętrznego zasilacza. Jakość  wykonania była bardzo wysoka, przez co miał on być modelem prestiżowym w serii przeglądarek Sawyersa. I nie dziwota, że do dziś jest poszukiwany przez kolekcjonerów ze względu na doskonałą jakość obrazu. Głównym udoskonaleniem w tym modelu było zwiększenie powiększenia z 5-krotnego (w modelu C) do 7-krotnego. Model D był dostępny w dwóch kolorach, czarnym i brązowym, a elementem, który podkreśla dodatkowo jego prestiż jest medalion naklejony w jego górnym, lewym rogu. Brak tego medalionu znacznie obniża wartość kolekcjonerską stereoskopu, dlatego niezmiernie się cieszę, że mój egzemplarz jest kompletny. Mało tego ma nawet oryginalne opakowanie. Ja to mam szczęście!



W tym kartonowym pudełku kryje się...



... View Master model D       1955-1972





Medalion z logo View Mastera.

 

 

wtorek, 11 marca 2014

Kula Invention

Cóż to ciekawego dzisiaj mamy? Oto kartonowy stereoskop, będący jednocześnie reklamą islandzkiej firmy Kula Invention Ltd.  Firma ta założona została w 2011 roku przez Iris Olafsdottir, a jej działalność kręci się wokół fotografii stereoskopowej. Kula Invention powstała dzięki dotacji Funduszu Rozwoju Technologicznego Islandii i jako jedyna w tym kraju będzie produkować nasadki do fotografii trójwymiarowej do wszelkiego typu lustrzanek cyfrowych. Według producenta sprzedaż nasadek ma się rozpocząć w kwietniu 2014roku. Na stronie internetowej firmy można produkt ten zamówić, ale żadnych konkretnych informacji z ceną włącznie, nie znalazłem. Nasadka jak nasadka, zwykła, lustrzana,  nakręcana na obiektyw aparatu – tak jak to kiedyś bywało. Do nasadki producent podobno dodaje całą masę pierścieni redukcyjnych (żeby pasowała zawsze, wszędzie i do wszystkiego) i oferuje bezpłatne oprogramowanie do obrazowania 3D. Z konkretnych ofert  Kula proponuje okulary anaglifowe, stereoskop kartonowy do oglądania stereopar na monitorze i ten właśnie stereoskop ze zdjęciem (dość słabej jakości) - islandów, czyli koników islandzkich, bardzo wytrzymałych, malutkich i długowiecznych koni wyhodowanych właśnie na tej wyspie. Tak sobie myślę… Może zdjęcie tych zwierzątek nie przypadkowo jest w stereoskopie? A może po prostu ktoś kogoś chce zrobić w konia? Zresztą wejdźcie na stronę firmy www.kula3d.com i sami oceńcie.



Złożony stereoskop firmy Kula.



A tak przeglądarka wygląda po rozłożeniu.



Islandy - w naturze prezentują się o wiele lepiej.

czwartek, 6 marca 2014

W poszukiwaniu Sierra de la Plata. Argentyna i Urugwaj 1900-1910

W czasie, kiedy razem z Krzysztofem opowiadaliśmy o Turcji, cztery kamienice dalej (albo bliżej, zależy z której strony patrzeć) w Warszawskim Fotoplastikonie, można było obejrzeć bardzo ciekawą wystawę zdjęć trójwymiarowych "W poszukiwaniu Sierra de la Plata. Argentyna i Urugwaj 1900-1910". Dlaczego taki tytuł? W XVI wieku lejkowate ujście rzek Urugwaju i Parany, zostało nazwane Rio de la Plata ponieważ wierzono, że płynąc w górę tego estuarium, dotrze się do Sierra de la Plata (gór pełnych srebra). Nad La Platą właśnie znajdują się stolice i Argentyny i Urugwaju. Co prawda nigdy nie stwierdzono istnienia takich gór, bogatych w złoża tego cennego kruszcu, to przekonanie, że takie góry istnieją, umacniało się wraz z przedmiotami wykonanymi ze srebra, które Europejczycy spotykali u plemion tubylczych. Nie bez przyczyny więc państwo Argentyna wzięło swoją nazwę z łacińskiego terminu określającego srebro - "argentum". Na 48 oryginalnych i niezwykle malowniczych fotografiach uchwycone
zostały obrazy z życia po obu stronach Rio de la Plata. Unikatowe widoki
Buenos Aires i Montevideo, przygotowania do karnawału w 1905 r., będące
dziełami sztuki grobowce cmentarza Recoleta, a z drugiej strony statki w
porcie w Riachuelo, Ogród Botaniczny w Parku Prado, czy sceny z Ogrodu
Zoologicznego Villa Dolores. A wszystko to przy dźwiękach pochodzącego właśnie z tamtych okolic - tanga. Oglądając te stare fotografie i słuchając powolnego, granego z gracją na 2/4 tanga znalazłem i trzeci (poszukiwany tyle lat) element. Srebro! Przecież to właśnie dzięki solom srebra, którymi powlekane były szklane płyty można było zatrzymać w kadrze wszystkie obrazy. Chciało by się rzec "Foto de la Plata"!



Plakat wystawy na kamienicy Fotoplastikonu.



Kilka obrazów starej Argentyny i Urugwaju.







sobota, 1 marca 2014

Kawa, kawa i po kawie...

Tak niedawno zapraszałem Was na "Kawę po turecku..." a tu już po kawie! W siedzibie Centrum Kultury Tureckiej w Alejach Jerozolimskich 55/3, w czwartek (tłusty zresztą) razem z Krzysztofem Ostrowskim mieliśmy przyjemność pokazać swoje anaglify zrobione w Alanyi i okolicach. Przy okazji opowiedzieliśmy o historii obrazowania stereoskopowego, o technikach w nim stosowanych i o kulisach powstania całej wystawy. Za pomocą prezentacji multimedialnej (przygotowanej po polsku i turecku) przybyli goście (a dopisali, nie powiem, dopisali) mogli zobaczyć i usłyszeć o stereoskopach, aparatach stereoskopowych, paralaksie, polaryzacji i anaglifach. Nasze opowieści na bieżąco były tłumaczone na język turecki, a to dlatego, że część przybyłej widowni stanowili obywatele Turcji z Jego Ekscelencją Ambasadorem Turcji w RP Yusufem Ziya Özcanem. Po wykładzie był czas na oglądanie fotografii, zadawanie mądrych pytań i udzielanie jeszcze mądrzejszych odpowiedzi. Myślę, że to co pokazaliśmy spodobało się przybyłym, tym bardziej, że nie były to tylko nasze anaglify, ale i trochę starych stereopar z Turcji z początku ubiegłego wieku ( prezentowanych w stereoskopach Holmesa) i z lat pięćdziesiątych (pokazywanych w popularnych View Masterach). Gospodarz całego przedsięwzięcia, Centrum Kultury Tureckiej, zaprosił wszystkich obecnych na kawę, herbatę i jak tradycja nakazuje w Tłusty Czwartek... na świeże i pachnące pączki. Zrobił się taki polsko-turecki miszmasz! Prawie dwie godziny minęły tak szybko, że ani się człowiek nie obejrzał jak siedział w samochodzie w drodze powrotnej do domu. Pozostały wrażenia i cała masa zdjęć. Oj będzie o czym opowiadać wnukom! Oj, będzie!  A póki co, chciałbym z całego serca podziękować gościom za przybycie i za wszystkie ciepłe słowa kierowane do nas jako autorów, oraz pracownikom Centrum Kultury Tureckiej, za przyjęcie nas pod swój dach i przygotowanie całości. Teşekkür ederiz!



Siedziba Centum Kultury Tureckiej w Warszawie...



... Aleje Jerozolimskie 55/3



Wspólnie z Krzysztofem opowiadamy o fotografii trójwymiarowej.

(fot. Magdalena Ostrowska)



Tłumaczymy pojęcie paralaksy.

(fot. Agnieszka Lesiczka)



Prezentacja anaglifów na dużym ekranie. Nawet ambasador (pierwszy z lewej) założył okulary.



Stare fotografie, jeszcze z Konstantynopola, cieszyły się wielkim zainteresowaniem.

(fot. Agnieszka Lesiczka)



Ale i nasze były chętnie oglądane.

(fot. Agnieszka Lesiczka)



(fot. Agnieszka Lesiczka)



(fot. Agnieszka Lesiczka)



A tutaj międzynarodowy akcent. Polskie pączki w tureckiej oprawie.